Na blogu nastała długa przerwa, ale już wracam do Was i obiecuję poprawę:) Przez ten czas zaopatrzyłam się w parę nowości kosmetyczno - makijażowych na przecenach, także na pewno możecie się spodziewać postu zakupowego i recenzji kosmetyków a także akcesoria do makijażu.
No własnie szał promocji trwa, nie tylko w drogeriach ale oczywiście też m.in w sklepach odzieżowych. Skorzystałyście z jakiejś okazji?? Ja mówiąc szczerze nie przepadam za polowaniem ciuchowym w galeriach i sklepikach szczególnie w tym okresie. Tłok, rozrzucone ubrania które często są upaprane szminką czy podkładem oraz gorąc nie sprzyjają komfortowym zakupom dlatego od kilku lat zaopatruje się w lumpeksach/ciucholandach/szmateksach jak kto woli :) Podzielę się z Wami moimi spostrzeżeniami i tym, za co tak cenię sobie taki rodzaj shoppingu.
1. Cena!!!
No tak, tym na pewno Was nie zaskoczyłam. W lumpeksach przeważnie podawana jest jedna cena za kg, chodź zdarzają się i takie w których towar jest wyceniany indywidualnie lub też określana jest cena jednostkowa na wszystkie rzeczy w ciucholandzie. Nic tylko buszować. W Krakowie można spotkać takie lokale w których rzeczy wycenione są na 2-3zł, pomyślcie sobie jak jest fajnie upolować superową rzecz typu kardigan i zapłacić za nią 2 zł. Tyle człowiek na drożdżówkę wydaje czy bilet miejski a tu można się ubrac od stóp do głów za 10zł :)
2. Dostępność
Chyba w każdym mieście czy wsi znajdziemy lumpeksy. Ja mieszkam w Krakowie i na ulicy sąsiadujacej z moim blokiej są aż 4 lumpeksy, więc wszystko mam pod nosem :) Kraków jest chyba mekką second handów, jest ich pełno i na prawdę jest w czym wybierać. Są przymierzalnie, lustra, ekspedientki bardzo miłe i chętne do pomocy.
3. Jakość ubrań
Ile razy zdarzało mi się wejść do butików znanych sieciówek, przymierzać ich ubrania i dosłownie zapłakać nam nimi. Czasami za przeproszeniem jakość wykonania i rodzaj tkaniny jest gorsza niż szmaty do podłogi. W lumpeksach przewija się wiele renomowanych marek typu H&M, Zara, Cropp, Gap czy moja ulubiona Marks&Spencer. Ostatnio będąc na zakupach widziałam nawet spodnie Dolce&Gabbana(!). Także oprócz przeróżnych marek mamy też... przeróżny stan tych ubrań! Oglądasz bluzeczkę i widzisz jak ona wygląda po noszeniu i praniu, jak się zachowuje materiał, czy się mechaci, czy gryzie, czy się nie rozciągnął. Kupując w sklepie nie masz pewności, że Twój zakup nie będzie jednorazowym koszmarem za często nie małą sumę. W Second hendzie nawet, jeśli kupisz bluzkę i ona z czasem po prostu będzie znoszona, to bez wyrzutów sumienia wyrzucisz ją do kosza - bo przecież kosztowała 5zł a nie 65zł jak w sklepie. A czy nie zdarzyło Ci się czasami, że wypatrzyłaś sobie śliczną bluzkę, ale nie ma jej już w Twoim rozmiarze? Może znajdziesz w s SH! Często stare kolekcje z sieciówek lądują w lumpeksach dzięki czemu możesz dorwać w końcu tą jedną upragnioną bluzkę. Zdarza się, że są to rzeczy nieużywane z metką !!!
4. Podobieństwo do zwykłych sklepów
Powoli mijają te czasy, gdy w SH stały tylko wielkie kosze pomiętych ubrań. Obecnie wyparły je równo poukładane (często kolorystycznie) ubrania pogrupowane "tematycznie". Tabliczki z napisami "Ubrania Zimowe" już nikogo nie dziwią, swetry wiszą ze swetrami, sukienki tam gdzie reszta sukienek- panuje na prawdę większy porządek niz w mojej szafie :))
5. Wszechstronność
Spodnie, apaszki, szlafroki, torebki, biżuteria, pudełka na kosmetyki, krawaty, pościel, zabawki...i wiele, wiele innych rzeczy można tutaj znaleźć ( kiedyś widziałam nawet suknię ślubną!). Do wyboru do koloru. Ja szukałam ostatnio satynowej poszewki na "Jasia", bo te zwykłe strasznie mi kudłacą i niszczą włosy. Podzieliłam się tą informacją z mamą i ona również rozpoczęła poszukiwania tyle, że po sklepach. Oczywiście pierwsze co ja zrobiłam to wizyta w SH i już w pierwszym znalazłam śliczną fioletową, absolutnie nie zniszczoną poszewkę za 3zł. Szczęście sprzyja szukaczom :))
6. Nie zawsze jest różowo
Jest też kilka spraw, które zniechęcają część dziewczyn do szperania w lumpeksach m.in specyficzny zapach występujący w niektórych lokalach czy przytłaczający ogrom ubrań.
Jeżeli chodzi o woń niektórych ciucholandów to niestety są takie, które śmierdzą starym molem i niestety taka jest prawda. Na szczęście w roku na rok wzrasta ilość osób korzystających z takich zakupów co zmusza sklepy, aby dbały o standardy jakości i w tej kwestii jest coraz lepiej.
Kiedy idziemy do ciucholandu często trzeba sobie zarezerwować sporo czasu na szperanie między wieszakami, mamy przecież cały sklep do przekopania. Warto, na prawdę warto przekopać każdy zakamarek, bo perełki lubią kryć się w kontach :)) Czasami ktoś sprytny chowa upatrzoną, wycenioną bluzkę w starych brzydkich spodniach tylko po to, żeby przyjść po nią gdy w lumpeksie będzie obniżka -50% i zawsze będzie parę groszy do przodu! Także szukać, szukać i jeszcze raz szukać.
Ja bardzo polubiłam polowanie na ciuchy w takich miejscach. Szmatexowe zakupy potrafią dostarczyć wiele adrenaliny, bo sama wielokrotnie czekałam na obniżkę ceny za kg (szczególnie w sieci lumpeksów ROBAN) żeby kupić wcześniej upatrzone bluzki. Radość była nieziemska jeśli się udało, a jeśli nie no cóż...nauczka, żeby lepiej chować po kontach ciuchy :D
To co zniechęciło moje koleżanki do buszowania w SH to ich nastawienie. Do tego rodzaju sklepu nie powinno się iść z myślą kupienia czarnej ołówkowej spódnicach z kieszeniami w rozmiarze 38 - to z góry skazane jest na niepowodzenie. Do SH idzie się kupić COŚ, coś ładnego, coś unikatowego, coś w moim rozmiarze, coś na zimę, coś w góry. Po prostu bierze się to, co się nam spodoba:) Wiele szmateksów wprowadza już nawet ubrania sezonowe i można się praktycznie poczuć jak na wyprzedaży tylko z 80% tańszymi rzeczami :))
Przekonałam Was do wizyty w lumpeksie?? A może same już od dawna tam buszujecie :)) Jakie są Wasze największe zdobycze?? Może polecicie jakiś fajny SH w Krakowie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz